wtorek, 24 marca 2015

wiedza

Przeglądam książkę popularnonaukową dla młodzieży z lat pięćdziesiątych. To komunistyczna summa wiedzy o kosmosie, wodorze, białku i celu historii; moja dziewczyna posiada takie tytuły w swoich frapujących zbiorach bibliotecznych.
Odkrywam szokującą informację w rozdziale poświęconym pochodzeniu człowieka: zdarza się, że niektóre dzieci rodzą się z "pokaźnym ogonkiem".
Pomyślcie o tym.
Dotknijcie swojej kości ogonowej - być może znajduje się tam ślad po wstydliwej operacji.
Może rodzice wam o tym nie powiedzieli. Nie powiedzą teraz, choćby naciskani. 
Nie wykluczone, że nawet lekarze wybrali dyskrecję, nie chcąc wyjawiać tej przerażającej tajemnicy.
Pomyślcie o tym.

sobota, 21 marca 2015

zmiany

Co u mnie? Najkrócej mówiąc: zmiany. Zmiany na lepsze.
Wszystko zaczęło się niewinnie i przypadkowo: parę dni temu było mi zimno, byłem akurat w pożyczonej bluzie i po prostu założyłem kaptur. 
Niedługo potem, jeszcze tego samego dnia, zauważyłem ze zdziwieniem, że mam go na sobie nawet wtedy, gdy siedzę w ciepłej bibliotece. Chyba czułem się w nim jakoś lepiej; w końcu też przestałem się temu dziwić.
Parę dni później znalazłem w szafie stary komplet dresowy, ortalionowy i markowy, o barwie wpadającej w oko. Przyznam, że nie mogłem okiełznać żądzy. Nałożyłem. I nie dość, że wyglądałem olśniewająco, to momentalnie poczułem, jakbym znalazł wreszcie coś, czego szukałem od dawna, jakbym odkrył swoja prywatną Atlantydę. Od tamtej pory, nie licząc nocy, nie rozstaję się z tym fatałaszkiem.
Włosy zaczęły mi przeszkadzać; przed lustrem wydałem się sobie śmieszny. "Czy tak wygląda mężczyzna?", spytałem sam siebie. Wreszcie wziąłem maszynkę, dziesięć minut i było po sprawie.
Poczułem, że chcę mieć zwierzątko. Kupiłem buldoga.
Zwolniłem mieszkanie. Po co mi? Zamieszkałem u rodziców.
Byłem wczoraj w urzędzie i pytałem, czy jest szansa na zasiłek. Gość za biurkiem kręcił nosem. Tak się jednak złożyło, że zdrętwiała mi ręką i straciłem nad nią panowanie. Grzmotnęła w stół. I choć wcale tak nie było, wyglądało, jakbym zrobił to celowo. Facet od razu rzucił się do ponownego przeglądu dokumentacji i już po paru sekundach rzekł pewnym głosem, że postara się coś załatwić. Kiedy się żegnaliśmy, zrobiło się jakieś zamieszanie, pojawiła się ochrona i nie było już jak odkręcić tej sprawy z tą ręką. Mówi się: trudno.
Nie kupuję fajek. Ludzie na ulicy sami częstują - wystarczy, że tylko spytam; budzę zaufanie do tego stopnia, że nie muszę używać jakichkolwiek formuł grzecznościowych.
Odkurzyłem też parę starych znajomości z podstawówki. Chłopaki zapraszają mnie na jakąś leśną zabawę w niedzielę, zabawę, która nazywa się "ustawka". Nie wiem do końca, o co chodzi, ale chyba się przejdę.

Krótko mówiąc, w ostatnich dniach zacząłem czuć, że się realizuję, że odkrywam siebie, że odkrywam swojego wewnętrznego boga, że moja jaźń rośnie jak biceps po dobrym białku. 
Jest dobrze.